Tłumaczenia w kontekście hasła "Syna i Matki" z polskiego na angielski od Reverso Context: Zachowajcie w sercu słowo Ojca, Syna i Matki waszej.
2.5K views, 9 likes, 13 loves, 0 comments, 5 shares, Facebook Watch Videos from Moje Działdowo: Czy konkurs piosenki może być wzruszający? Jak najbardziej, szczególnie, gdy tematyka dotyczy Wzruszający konkurs z okazji Dnia Matki | Czy konkurs piosenki może być wzruszający?
204K views, 756 likes, 34 loves, 185 comments, 1.8K shares, Facebook Watch Videos from Popularne: Wzruszający apel matki, która od lat poszukuje swojego syna Wzruszający apel matki, która od lat poszukuje swojego syna
Do jakich aranżacji pasuje minimalistyczny stolik nocny? 29 maja 2021 Piotr 0. W jaki sposób przyciągamy do siebie życiowe okoliczności. 11 marca 2018 Dariusz W 0.
Warszawiacy podobnie jak Włosi, zaczęli bawić się na balkonach. Na Nowolipiu zagrano jeden z „balkonowych koncertów”.
. "... Sebastianek po przebudzeniu powiedział, że jest tak zmęczony tym wszystkim, że nie ma juz siły dalej walczyć… Nikt nie zdaje sobie sprawy jak bolą matkę słowa, że jej dziewięcioletnie dziecko nie chce już żyć. Mimo własnego cierpienia musieliśmy być jeszcze silniejsi, aby podtrzymać synka na duchu, aby chciał dalej walczyć. Obiecaliśmy sobie, ze razem zniesiemy wszystko..." LIST MATKIMam opisać historię mojego syna. Siedzę nad czystą kartką i tylko wielkie łzy spadają mi na papier… Nie mogę wydusić słowa, bo jak opisać największy ból serca matki, która wie, że bez pomocy jej dziecko w każdej chwili może odejść na zawsze? Nie usłyszeć już słowa „mama”, nie móc zrobić mu rano śniadania, nie dowiedzieć się jak minął mu dziś dzień… Same myśli już aż bolą. Rwą serce. Czuję jakby ktoś wielkimi literami wyrył w nim słowo „bezradność”. Lekarze dali nam ostatnią nadzieję na ratowanie jego życia poprzez specjalną chemioterapię celowaną, ale po tylu latach leczenia nowotworu nie stać nas aby za nią zapłacić…Jestem mamą 16 letniego chłopca - Sebastiana. U mojego synka jak miał zaledwie 3 latka stwierdzono chorobę nowotworową (guz mesenchymoma malignum). Minęło tyle lat, a ja nigdy nie zapomnę łez tego dnia, kiedy się o tym dowiedzieliśmy. Był jeszcze taki malutki. Chwila największej rozpaczy wraca w moich myślach i snach i nie chce odejść, bo nowotwór wciąż zadaje coraz silniejsze ciosy… Wszyscy wspieraliśmy się, aby pomóc Sebastianowi. Musiał przejść operację usunięcia guza. Po 2 tygodniach wypisali synka z oddziału chirurgii i pokierowali nas na onkologię. Tam rozpatrzono wszystkie wyniki i nastąpił wniosek, że nowotwór jest radykalnie wycięty i nie jest potrzebna chemioterapia. Wystarczy kontrola co 3 miesiące, a Sebastian jest jestem w stanie nawet opisać jak byliśmy szczęśliwi, że koszmar i strach o naszego syna się skończył. Sebastianek wtedy był taki malutki, że nie rozumiał tak naprawdę całej sytuacji. Nasza radość nie trwała jednak długo. Cierpienie miało wrócić i zadać ból, jeszcze silniejszy. Gdy synek miał 9 lat zrobiła mu się narośl na dziąśle. Pani stomatolog powiedziała, że nie może się podjąć leczenia, bo nie wie co to jest i skierowała nas do chirurga. Położyli Sebastiana do szpitala i zrobili biopsję i z ich wyników okazało się, że jest to dysplazja włóknista kości i zapewnili nas, że nie jest to nic nowotworowego. Uspokoiliśmy się troszeczkę. Podcięto mu kość do normalnego wyglądu. Po 9 miesiącach jednak narośl zaczęła rosnąć. Kolejna biopsja w Białymstoku potwierdziła, że to ta sama dysplazja włóknista kości. Nie uspokoiliśmy się na długo, bo TO coraz bardziej rosło. Zaczęliśmy poszukiwania sami. W Warszawie powiedzieli, że wszystko jest w porządku i że to jest taka choroba i w wieku 18 lat może się mama głęboko w sercu czułam, że jednak coś jest nie tak. Szukaliśmy dalej. Kolejna biopsja i znów to samo, wróciliśmy do szpitala w Białymstoku, gdzie mieli nam za złe, że nie słuchamy ich diagnozy tylko pytamy innych lekarzy. Guz żuchwy był już wielkości grejpfruta. Nie daliśmy za wygraną. W końcu trafiliśmy do Olsztyna do szpitala na Oddział Chirurgii Twarzowo-Szczękowej. Tam poznaliśmy wspaniałego doktora, który nam pomógł. Położył synka do szpitala i zrobił biopsję. Okazało się, ze jest to nowotwór złośliwy kości osteosarcoma i jak najszybciej trzeba to zoperować, bo grozi uduszeniem się dziecka lub niedotlenieniem mózgu. Był to dla nas ogromny cios, ale ufaliśmy doktorowi, że nam pomoże i uratuje naszego synka. Szybko zrobił operację i wyciął guza... wraz z kawałkiem żuchwy. Po konsultacjach z wieloma specjalistami okazało się, że na linii cięcia są komórki nowotworowe i trzeba jak najszybciej wyciąć staw żuchwy. Zgodziliśmy się na następną po przebudzeniu powiedział, że jest tak zmęczony tym wszystkim, że nie ma juz siły dalej walczyć… Nikt nie zdaje sobie sprawy jak bolą matkę słowa, że jej dziewięcioletnie dziecko nie chce już żyć. Mimo własnego cierpienia musieliśmy być jeszcze silniejsi, aby podtrzymać synka na duchu, aby chciał dalej walczyć. Obiecaliśmy sobie, ze razem zniesiemy wszystko. Doktor po zabiegach skierował nas na konsultację onkologiczną w sprawie chemioterapii. Tam lekarze zdecydowali, że nowotwór jest radykalnie wycięty nie daje przerzutów i chemia nie jest potrzebna. Wtedy byliśmy naprawdę szczęśliwi, ze w końcu wygraliśmy walkę. Z niecierpliwością czekaliśmy na zagojenie się ran i rekonstrukcję taka chwila, kiedy czekasz na wynik kolejnego badania kontrolnego i to co odczytuje lekarz może być nieopisaną radością lub wprost przeciwnie – wyrokiem. Słów lekarza na wizycie po 9 miesiącach od operacji nie zapomnę nigdy – PRZERZUT DO PŁUC. Dalej już nic nie słyszałam, mój płacz zagłuszył wszystko… Wróciliśmy ponownie do największego koszmaru. Wykonano operację na prawe płuco i podano synowi chemioterapię. Zimny oddział onkologii szpitalnej, utrata włosów, silne dawki leków przelewające się przez organizm naszego dziecka, niszczące go od środka… A mimo to po zrobieniu badań okazało się, ze standardowa chemia na niego nie działa i trzeba zrobić operację na lewe płuco oraz podać inną chemię. I tak w nieskończoność... Wielomiesięczne pobyty w szpitalu, gdzie wciąż słychać płacz matek, które straciły swoje dzieci. Gdy o tym myślę widzę jak kolejne wielkie łzy spadają mi na papier... W końcu, po dwóch latach leczenia chemioterapią i operacjami, lekarze uznali, że zmiany na płucach są zwapnione i kończą leczenie. Jednak tak głęboko w sercu bałam się cieszyć, bo w tej chorobie nigdy nie wiesz czy za chwilę twoje szczęście nie zostanie brutalnie podeptane... Zrobiliśmy badania kontrolne i … kolejny cios. Zmiany powiększyły tej sytuacji lekarze dali nam wielką szansę na ratowanie syna – specjalną chemioterapię celowaną, która jest nie refundowana dla dzieci. Miesięczny koszt leczenia to 15 000zł, a kurację planują na ok. rok. Nie mamy za co ratować syna. Dlatego wszystkich proszę o pomoc, aby udało się uzbierać na ten lek. Nie potrafię już powstrzymać łez, proszę o ratunek, o życie dla mojego dziecka. Były wcześniej momenty, w których już chciał się poddać, ale teraz wiem jak bardzo chce żyć i proszę o szansę, aby go nie stracić na zawsze…Jeśli chcecie przyłączyć się do pomocy już 1 grudnia o godz. w Parafii Ewangelicko-metodystycznej w Ełku przy ul. Słowackiego odbędzie się koncert charytatywny na rzecz chorego Sebastiana. Wejściówka: 5zł/osoba. Na miejscu będzie można kupić wypieki uczniów. Wystąpią: uczniowie "Czerwonego" oraz ZESPÓŁ SANDALESS. Zapraszajcie znajomych, pomóżmy Sebastianowi w walce z chorobą.
Jennifer Engele, matka chłopca cierpiącego na zespół Downa, opublikowała na Facebooku list zaadresowany do rodziców zdrowego dziecka. Motywem wzruszającego wyznania było odrzucenie jej syna przez innych. Na post zareagowało 29 000 osób. Zobacz film: "Jak twój maluszek rozwija się w brzuchu?" Z osobami niepełnosprawnymi spotykamy się codziennie: w drodze do pracy, na spacerze czy na zakupach. Jesteśmy przyzwyczajeni do ich obecności i nikogo nie dziwi dziecko z zespołem Downa czy poruszające się na wózku. Są to osoby radosne, które bardziej niż inni, cieszą się z każdego nadchodzącego dnia. Staramy się im pomóc. Istnieją jednak wyjątki odrzucenia, a jednym z nich jest historia tego chłopca. Jennifer Engele z Kolumbii Brytyjskiej opisała swoją historię w otwartym liście na Facebooku. Jej syn, jako jedyny z klasy, nie dostał zaproszenia na przyjęcie urodzinowe jednego z dzieci. - Rozumiem, że brak zaproszenia dla mojego syna było celową decyzją - napisała do matki solenizanta. Facebook Engele sprawdziła, ile dzieci z klasy również nie otrzymało zaproszenia. Próbowała usprawiedliwić decyzję rodziców __myśląc, że solenizant chciał spędzić wyjątkowy dzień w gronie najbliższych przyjaciół. W liście pisała: "Wiem, że Sawyer nie dostał zaproszenia dlatego, że nie ma poczucia humoru. Nie można przecież spotkać szczęśliwszego dziecka, które zaraża śmiechem". Okazało się, że jej syn jako jedyny został wykluczony, a powodem była jego choroba. Jennifer nadmieniła, że nie jest wściekła na rodziców dziecka. Dzięki tej sytuacji mogła bowiem nagłośnić temat związany z zespołem Downa, a list stał się szansą opisania choroby. "Osoby z zespołem Downa chcą tych samych rzeczy, co ty czy ja: ciepłych relacji, miłości... Chcą też chodzić na przyjęcia urodzinowe" - pisała w liście. Engele podzieliła się również swoimi spostrzeżeniami na temat choroby. Podczas ciąży martwiła się, że rodzeństwo nie zaakceptuje chorego brata. Nie znała symptomów zespołu Downa, więc nie wiedziała, z czym przyjdzie się jej zmierzyć po narodzinach kolejnego dziecka. Obecnie rodzeństwo jest w bardzo bliskiej relacji. Jennifer w liście wyraziła także nadzieję na spotkanie się z rodzicami dziecka z klasy. - Wszyscy rodzice chcą, by ich dzieci były lubiane, miały przyjaciół i nie pozostawały z boku - dodała. Nie wiedziała jednak, że list dotrze do tak dużej liczby osób. Facebook Swoim postem wywołała burzę w internecie. Rodzice innych chorych dzieci komentowali list, skarżąc się na odrzucenie społeczne. Ukazało to skalę problemu znieczulicy we współczesnym świecie. Komentarze dotyczyły też zdjęcia Sawyera, które Jennifer dodała do listu. "Jesteś uroczy a twoje okulary są genialne! Nie mogę uwierzyć, że ktoś nie chce spędzać z tobą czasu" - pisał jeden z internautów. "Nie znamy się, ale Sawyer we wrześniu jest zaproszony na urodziny mojego syna" - napisał innu rodzin. Engele po kilku dniach zaktualizowała swój post. Historia ma szczęśliwe zakończenie. Rodzic dziecka, który nie zaprosił Sawyera na urodziny, przeczytał list na Facebooku. Na spotkaniu przeprosił i rozmawiał z Jennifer na temat zespołu Downa. W rezultacie Sawyer otrzymał specjalne zaproszenie, a perspektywa przyjęcia urodzinowego w gronie przyjaciół z klasy sprawiła wielki uśmiech na jego twarzy! polecamy
Synu mój, bracie Antki, dziś jeszcze nienarodzony, bez imienia, bo przecież mialeś być dziewczyną.. piszę bo mam kilka próśb. nie, nie będą wielkie. wcale nie musisz być prymusem. znanym naukowcem. nie przynoś do domu piątek z matematyki i szóstek z w-fu. ucz się jak tam chcesz, byleby jakoś szło. możesz też przynieść uwagę za wybitą szybę w szkolnym oknie. pójdę i zapłacę. możesz jak będę spać, wychodzić na dach ze swojego okna by zapalić po kryjomu. nie musisz grać świetnie i namiętnie na perkusji czy gitarze w męskiej rokowej kapeli.. chyba , że będziesz chciał.. to graj, podłączaj gitarę basową pod wzmacniacz i róbcie z chłopakami próby w garażu. zrobię Im kanapki jak któryś przyjdzie głodny. nie musisz zdać prawa jazdy za pierwszym ani drugim razem. nie musisz prowadzić świetnie prosperującej firmy, zatrudniać wielu ludzi i jeździć dobrym wozem. możesz być listonoszem, drwalem, krawcem.. kim zechcesz. a jak zechcesz być pilotem lub lekarzem, to dołożę wszelkich starań by Ci się udało. nie musisz być świetnym motocyklistą, mistrzem w motocrossie.. noś podarte spodnie, albo sweter w serek z kaszkietem. nie musisz czytać lektur, szukaj streszczeń w internecie. w okresie buntu trzaskaj drzwiami i krzycz, że wszystko robię przeciwko Tobie. proszę Cię tylko o kilka rzeczy.. nigdy w swoim męskim świecie nie zapomnij o Antce. kiedy pójdzie do szpitala rodzić, jedź do Niej z bukietem kwiatów, a po drodze zapytaj co kupić. to nic, że będzie miała od tego męża. a gdyby Go nie miała, to czekaj autem z fotelikiem i zawieź je do domu, bo ja, wiesz, dziś nie wiem, czy mnie wtedy już nie zabraknie.. wcześniej jedź i napal Jej w domu, żeby do ciepłego zajechali. pamiętaj o tym. nie bądź tym bratem, który zadzwoni i zapyta „i Jak siostra? urodziłaś? to gratulacje”. a potem przyjedziesz po tygodniu zobaczyć małego, z pluszowym misiem w prezencie. miejcie swoje tajemnice przed nami. jak usłyszysz, że płacze obok, to wyjdź tym oknem i na tym daszku co łączy Wasze pokoje posiedźcie razem. nawet gdybyście mieli milczeć. a jak będzie już naprawdę wielki smutek z powodu miłości, to wykradnij nam wino z barku i wypijcie razem. tylko mi z tego dachu nie pospadajcie. nie skarż na Nią. bądź w Jej obozie. jak zda egzaminy na studia, to stój ze swoim zespołem rockowym przed uczelnią i zagrajcie Jej a cappella. a kiedy ja z Tatą będę już stara, a Ona przyjedzie umyć nam okna, to znajdź też wtedy czas. przyjedź poczyścić rynny. i nie dla faktu ich czyszczenia, a bycia obok, dzielenia obowiązków nad nami staruszkami. niech to nie będzie tylko na Jej głowie. potem usiądźcie razem na tej starej werandzie, kompotu się napijecie, powspominacie. jakby nie dzwoniła kilka dni, to odezwij się. zapytaj. gdyby zadzwoniła w nocy byś przyjechał po Nią na drugi koniec świata, to jedź, choćby jutro mieli zwolnić Cię z tego powodu z pracy. kiedy będziesz widział, że ma gorsze dni, to weź Jej dziecko do siebie na wakacje, lub gdy przyjdzie Jej na świat druga pociecha, gdy będzie się przeprowadzać.. lub ot tak po prostu. gdyby nam staruszkom trzeba w szpitalu włosy przeczesać, paznokcie obciąć.. ustalcie nad nami jakieś wspólne zmiany, dyżury. nie zostawiaj Jej z tym samej. gdy zrobi coś złego i będzie wstydziła przyznać się do tego przed światem, bądź przy Niej. nawet gdyby świat się przed Nią odwrócił.. bo widzisz ja będę za Nią zawsze.. tylko nie wiem, czy wtedy mnie już nie zabraknie..
Płock. Ten list chwyta za serce. Matka wspomina zmarłego synka w Dzień Dziecka Utraconego Mieszkanka Płocka wysłała do redakcji Petronews wzruszający list, chcąc podzielić się w swoją historią. 15 października przypada Dzień Dziecka Utraconego, a w 2018 r. kobieta straciła swojego synka. Nazywa siebie "matką bezdzietną" i wspomina, że po tym jak dowiedziała się, że jest w ciąży, była "najszczęśliwszą kobietą na ziemi". Mieszkanka Płocka dodaje, że do 14. tygodnia wszytko przebiegało zgodnie z planem, a jej dziecko było zdrowe. Dramat kobiety i jej męża rozpoczął się w czasie kolejnej wizyty kontrolnej, gdy dowiedziała się, że serce jej synka przestało bić. "Szok, niedowierzanie, leki, kroplówki. O 9 rano miałam wizytę u lekarza, niecałe 12 godzin później mój syn przyszedł na świat w szpitalnej toalecie. Tu znowu paradoks, urodził się i umarł… Rozsypałam się na milion kawałeczków" - pisze w liście do redakcji Petronews mieszkanka Płocka. Razem z mężem podjęła decyzję, że ich synek zostanie pochowany w bezimiennym grobie, razem z innymi dziećmi, które zmarły jeszcze przed narodzinami. Co roku, 14 października, czyli jeszcze przed Dniem Utraconego Dziecka, Kuria Diecezjalna w Płocku organizuje dla nich specjalny pochówek - w tym roku odbył się on już po raz 9. - Nasz synek miałby już trzy lata, dla nas to anielskie przedszkole. Chodzimy zapalić świeczkę dla naszego dziecka i innych, którym nie było dane być szczęściem rodziców. To, że znajdują się razem w bezimiennej mogile, nie znaczy, że rodzice ich nie kochali. Nie oceniajcie tych rodziców, którzy wybrali taką formę pochówku. Dla każdego z nich to osobista tragedia, która zmieniła życie już na zawsze. Rodzice aniołków, pamiętajcie, że od naszych dzieci dzieli nas tylko czas… - pisze mieszkanka Płocka w liście do Petronews. Dzień Dziecka Utraconego obchodzony jest od 1988 r., a w Polsce od 2004. Jest poświęcony dzieciom zmarłym przed narodzeniem i tuż po narodzeniu. Czytaj też: Płock. Upadł na oczach żony, przyleciał śmigłowiec. Trzy zgony w podobnych okolicznościach! Czytaj też: Koronawirus? Też, ale zagraża nam również "wirus niewiary". Mocne słowa księży z Płocka Czytaj też: Cztery osoby utonęły w Jeziorze Lucieńskim pod Gostyninem. W końcu doczekały się pamiątki! "Znak od Boga" Sonda Czy pomoc psychologiczna w Polsce jest łatwo dostępna? Tak Niestety nie Nigdy nie korzystałam/em Maciuś przyszedł na komendę podziękować, że żyje
Kiedy Alfonso i Susi usłyszeli od lekarzy diagnozę, że ich nienarodzony syn ma śmiertelną chorobę serca, mogli wybrać aborcję. Wielu rodzicom „niedoskonałych” dzieci proponuje się to „rozwiązanie” w celu rzekomego „złagodzenia cierpienia”. Jednak hiszpańscy rodzice wiedzieli, że życie ich dziecka już wtedy – jeszcze w łonie mamy – jest bezcenne, bez względu na to jak krótko ich synek będzie żyć po porodzie, a zabijanie nie jest właściwą odpowiedzią na cierpienie. Rodzice Alfonso i Susi spędzili ze swoim synkiem, Ismaelem, po porodzie zaledwie dwa dni. Chłopiec urodził się 8 grudnia i został ochrzczony. Zmarł w ramionach mamy. Mama Ismaela napisała do swojego synka poruszający list. „Miałam takie szczęście, że mogłam Cię nosić w swoim łonie przez siedem miesięcy, cierpień z Tobą i dla Ciebie, modlić się do Boga, że być może nie będę musiała się z Tobą żegnać” – napisała w liście. „Kochałam Cię od samego początku, nie przejmując się tym jaki będziesz, ale towarzyszyłam Ci wiedząc jak bardzo strata Ciebie mnie zrani”. Susi opisała swój głęboki smutek, jaki towarzyszył jej i rodzinie po odejściu Ismaela, jednak powiedziała, że mogłaby przejść przez to ponownie – „(…) ból i pustka w moim sercu są ogromne. Ale mogłabym przeżyć to jeszcze raz, żeby Cię poznać, kochać, mieć nadzieję wbrew nadziei, i tulić Cię w ramionach i obmyć Twoją maleńką twarz moimi łzami” – kontynuowała. Jednym z najcenniejszych wspomnień Susi jest chwila, kiedy Ismael otworzył oczy i spojrzał na nią – „Kiedy wzięłam Cię w ramiona, otworzyłeś swoje małe oczka, żeby spojrzeć na mnie, i pokazałeś mi, że wszystko przez co przeszliśmy, było tego warte”. „Moją największym pocieszeniem jest świadomość, że któregoś dnia znowu będę z Tobą, tym razem na zawsze” – podsumowała. „Kocham Cię, mój drogi synu, duszo mej duszy. Jak bardzo zaowocowało Twoje krótkie życie, moje kochanie! Dziękuję Bogu, że mnie wybrał, abym nosiła Cię mój Aniołku w swoim łonie”. Źródło: About the Author: FUNDACJA JZN
wzruszający list matki do syna